Napisała do mnie wczoraj z prośbą o referencje dziewczyna, która pracowała u mnie półtora roku temu . Oczywiście pamiętam ją i wiem, że była jedną z najlepszych osób jakie zatrudniałem (… a później jak wielu pojechała do Warszawy :P), ale uzmysłowiłem sobie, że pisanie referencji po półtora roku jest naprawdę trudne ponieważ o wielu rzeczach, które wiążą się z tą współpracą już dawno zapomniałem w natłoku innych spraw. Ciężko było mi wyważyć, które słowa rzucam na wiatr, którymi przeceniam, a którymi umniejszam. Ta ulotność ludzkiej pamięci uzmysłowiła mi, że szkocką sagę na MilerPije.pl trzeba zakończyć zanim stanie się tylko mglistym wspomnieniem. Zobaczcie zatem jak wyglądał ostatni odcinek mojej sierpniowej podróży.
Jednak jest też dobra strona wybiórczej pamięci – zapamiętujemy tylko to co naprawdę chcemy zapamiętać. Pod koniec wakacji, byłem trochę obrażony na Szkocję. Czwarty tydzień deszczu, nieustannie wiejących wiatrów i niskiej temperatury podczas gdy znajomi przysyłają pozdrowienia z ciepłych krajów pławiąc się w różnego rodzaju „ol’inkluziwach”. To zmęczenie materiału widać już trochę na tym zdjęciu z mostem do Hogwarts.
Na szczęście dzisiaj tamto zmęczenie jest już chyba najbardziej mglistym wspomnieniem całego wyjazdu. Skręca mnie z tęsknoty za Szkocją i myślę już prawie wyłącznie jak znowu się tam dostać. No dobrze, przesadziłem trochę, bo myślę, też o paru innych rzeczach, ale Szkocję mam w planach zawsze 🙂
Fort William
Wracajmy na naszą trasę. Ze Skye pojechaliśmy prosto od Fort William. To miasteczko, w którym znajdują się dwie ważne atrakcje (powiem to jak 'whisky geek’) destylarnia Ben Nevis …. i jakaś góra o tej samej nazwie 😛 W destylarni tej byłem już kilka lat wcześniej i „wybiórcze” wspomnienia, które zostały po tych odwiedzinach nie zachęciły mnie do powrotu. Ola i ja nie mieliśmy też ambicji, aby wspiąć się na Bena (co innego napić się dobrego Bena 😉 ). Nie żebym był leniuchem, ale moim celem jest dobrze żyć i dużo się uśmiechać! Nie muszę walczyć mieczem, pić wody z kałuży i wdrapywać się na każdą górkę, którą zobaczę 😛 (Na to podobno przyjdzie czas w wieku średnim 😀 ). A wracając do Fort William to ze smutkiem zauważyłem, że coraz więcej sklepów na głównej ulicy się zamyka. Tak jakby handel podupadał, choć zabawka z Harris Tweedu i szal z wełny owczej są do kupienia co 12 metrów 😛
W całym Fort William najbardziej spodobał mi się ten o to Land Rover Series 1
Nie wiem czy wiecie, że w Wielkiej Brytanii te auta to religia. Jeśli chodzi o czterokoły z tej kategorii (niekoniecznie rocznika) chylę się raczej w stronę Gklasy, ale wyznawców religii Land Rover szanuję i cenię za poczucie gustu i dobry smak.
Oban
Z Fort William pojechaliśmy do Oban i zlokalizowanej w samym centrum miasta destylarni o tej samej nazwie gdzie nieświadomie dowiodłem, że kolor podszewki ma znaczenie 😉
A później niczym przyczajony tygrys lub ukryty smok czekałem cierpliwie na ten kadr bez ani jednego turysty…
Rajmund z Bestofwhisky.pl polecił mi w Oban knajpę z owocami morza … prosto z morza, a nie z lodówki, która znajduje się przy samym terminalu portowym. Miejsce jest naprawdę zwykłe, ale to co tam mają …
i co tam dają … jest bardzo niezwykłe w smaku!
Widziałem tam mule, które z poważną nadeksresją somatotropiny 😛 Ma to chyba związek z temperaturą morza, z którego pochodzą. Mule z zimnych wód są zdecydowanie bardziej mięsiste i przez to smaczniejsze niż te z ciepłych mórz.
Mogę chyba szczerze powiedzieć, że w ujęciu cena/jakość, był to absolutnie najtańszy posiłek jaki jadłem w Szkocji. Kupowałem też fish&chips za siedem funtów, ale tam cena jest wielokrotną wielokrotnością jakości więc w tej konkurencji odpada z miejsca. Z tym, że nic nie jest za darmo. Jeśli jesz w tej knajpie, miej się na baczności 😉
Glencoe
No i „Dolina Łez” czyli Glencoe (nie mylić z pure malt Glencoe 8 yo z destylarni Ben Nevis). Mowa oczywiście o dolinie górskiej, która swoim urokiem dorównuje chyba (choć kogo to obchodzi czy jest lepsza czy gorsza skoro jest cudowna) pólnocno-zachodnim Highlands.
I nie ukrywam się, że natchnięty tą atmosferą zastanawiam się czy to już nie czas na książkę o whisky 😛
Posłowie
Dzięki, ze wytrzymaliście do końca tej serii. Wiem, że zajęło to sporo czasu, ale mam nadzieję, że było warto wykazać się cierpliwością choćby po to, aby zobaczyć kilka zdjęć z odległych zakątków Szkocji. Pisałem już wiele razy, że mógłbym wylać miliony słów i porobić setki tysięcy zdjęć, a i tak nie miałoby to przełożenia na to jak jest tam naprawdę. To blog o whisky, ale do Szkocji nie ma sensu jechać tylko dla whisky. Pojechałem do Szkocji żeby się zachwycić. Zadanie wykonane!
So what’s next? 😀
To może wycieczka do Japonii śladami ich trunków? 😉 Whisky też mają, więc byłoby jak najbardziej na temat.
Czytasz w moich myślach 😀
Może coś z egzotyki ? Tasmania i Nowa Zelandia ?
Land Rover’ek z drugiego zdjęcia jest absolutnie doskonały. I ten brezentowy dach…..LR S1 to prawdziwy rarytas. Wyjazd do Szkocji może być polecany wielbicielom Whisky ale też miłośnikom marki Land Rover, Barbour i wszystkiego co Brytyjskie. Po ponad trzyletnim pobycie na wyspach jakże moje oczęta tęsknią za tak powszechnym widokiem Land Rover;ków na ulicach i poza nimi 🙂
Przeczytalem cala serie i teraz .. chce tam jechac ! Fantastyczny klimat (bynajmniej nie pogodowy 😉 ). Ksiazka o whisky ? Wpisuje sie na preorder 😀
Bardzo fajnie się czyta o tej wyprawie. Zawsze rajcowały mnie cieplejsze klimaty, ale teraz sobie myślę, że i tam bym się chętnie wybrała 😉 pozdrawiam!
Zdecydowanie, już czas!