Dzisiaj zabieram Was w podróż do Belgii na degustację trunku niezwkle niszowego. Biorąc pod uwagę, że zaledwie 1% produkcji jest eksportowane można swobodnie powiedzieć, że jest to „underground undergroundu”. Brzmi dobrze? A co jeśli powiem, że trunek ten to prekursor jednego z najważniejszych alkoholi mocnych na świecie?
Wtedy pewnie części z Was zacznie już świtać, że chodzi o genever (wym. żeniiiiwer) – czyli belgijsko-holenderski (a może holendersko-belgijski) destylat jęczmienny, który aromatyzuje się jagodami jałowca. Całkiem niedawno byłem w Hasselt, gdzie znajduje się największe muzeum jeneveru na świecie. Zobaczcie jak było i poczytajcie o kilku trunkach, które mi tam podano.
Muzeum z Hasselt mieści się w budynku, który powstał w XVII w. Destylarnię założono tam już w roku 1803, a w 1987 budynek zamieniono w muzeum jeneveru, które jednak cały czas jest działającą destylarnią.
Dla geneveru czas stanął
Muzeum z Hasselt mieści się w budynku, który powstał w XVII w. Destylarnię założono tam już w roku 1803, a w 1987 budynek zamieniono w muzeum jeneveru, które jednak cały czas jest działającą destylarnią.
Belgii udało się umknąć przed ogniem znisczenia drugiej wojny światowej dlatego atmosfera panująca w większości miast tego kraju przywodzi na myśl podróż w czasie. Tak samo jest i z jeneverem, który wydaje się żyć swoim życiem w sposób odporny na zmiany i wszechogarniający pęd. Jenever jest taki jaki był zawsze i w tym tkwi jego urok. Nie ma plakatów, darmowych szklanek z butelką, ani imprez pod patronatem. Jest za to alkohol z tradycją.
Zaletą muzeum w Hasselt jest poświęcenie dużej uwagi procesowi powstawania alkoholu. Obejrzeć można tam przestrzenne modele skrobi, a także poczytać o procesie słodowania i zobaczyć ażurową podłogę do słodowania, na której słód jęczmienny suszono w taki sam sposób jak robi się to w przypadku whisky szkockiej.
Gin nie pachnie jagodami jałowca!
Jenever powstaje z jęczmienia, który destyluje się mniej więcej do 70% i aromatyzuje jagodami jałowca. Nie polega to jednak, tak jak w tanich ginach, na dolaniu aromatu jagód jałowca, ale na przejściu par destylowanego trunku przez komorę z odpowiednią mieszanką jagód jałowca i innych roślin. Wtedy właśnie ma miejsce ekstrakcja, która pozwala na pozyskanie dużo bogatszej palety aromatycznej niż w przypadku dolewki gotowego ekstraktu. W muzeum jest stół do analizy zapachów różnych ziół, które używane są do produkcji jeneveru. Muszę przyznać, że byłem naprawdę zaskoczony kiedy powąchałem destylat z jagód jałowca. Okazuje się, że dobrze znany nam zapach ginu to wypadkowa wielu ziół, która dość skutecznie modyfikuje słodki i delikatny zapach jagód jałowca.
Warto też poświęcić chwilę sali do destylacji, w której można obejrzeć działający silnik parowy napędzający młyn do mielenia wysuszonego słodu oraz miedziane kolumny do destylacji ciągłej.
Czym różni się jenever od ginu?
Genever od ginu odróżnia sposób destylacji. Genever destylowany jest tylko do około 70%. Oznacza to, że nie jest on alkoholem neutralnym i jego smak w znaczynm stopniu buduje źródło cukru, z którego pochodzi, czyli w tym wypadku jęczmień. Gin, destylowany do wyższej zawartości alkoholu, jest oparty o alkohol neutralny, którego profil aromatyczno-smakowy budują dodatki ziołowe. Jest przez to dużo lżejszy, mniej złożony w smaku…i całkowicie inny.
Degustacja jeneveru
Po obejrzeniu całej destylarni miałem przyjemność degustacji z Master Disstillerem. Ciekawie było porozmawiać o produkcji jeneveru, którą bardzo niewiele dzieli od produkcji whisky. Musze jednak przyznać, że z uwagi na niższą standardyzację produkcji jeneveru, a także niewielki popyt i umiarkowane oczekiwania, złożoność leżakowanych trunków jest po prostu niższa niż wisky szkockiej w podobnym wieku. Mimo to wizytę zaliczam do niezwykle udanych i na pewno przy każdej następnej okazji będę dalej degustował jenevery.
Notka degustacyjna lokalnego jeneveru:
Belegen Hasselt Graanjenever 14 yo
Nie jest to pierwsza degustacja geneveru na moim blogu. Wcześniej piłem już najpopularniejszy holenderki genever (pisownia holdenderska) marki BOLS.
Wstawiam też obiecaną galerię z dodatkowymi zdjęciami z wyprawy.
Przy następnych recenzjach poproszę więcej fotek z wypraw, jak nie w tekście to link do galerii na końcu. 😀
W zasadzie masz rację. Mam sporo zdjec. Postaram sie przebrac je, opisac i dodac galerie na koncu tego wpisu jeszcze w tym tygodniu.
No tak – muzeum mają a w naszej Polsce choć jest największym producentem wódki w UE muzeum wódki nie zasadniczo nie ma 🙁
Poczytuje tego zacnego bloga od dłuższego czasu. Jest dobry… Jak dobra szkocka. Autor kompetentny. Widać, że wie co robi, co pije, co pisze… Inspiruje do odpowiednio szlachetnego traktowania tego trunku…
Tuż obok mnie Chivas Regal 12 yo. Ot, zwykły blend. Niska, gruba, „pękata” butelka, wybitnie nieporęczna. Po nalaniu dosyć jasny… „słomka”. Czyżby mało karmelu? Może jego brak? W smaku gorzka czekolada, gorzka czekolada i gorzka czekolada. Może odrobina orzechów. I nic więcej. Finisz dosyć długi jak na blenda. Do gorzkiej czekolady dołączają suszone śliwki ale tylko odrobina. Jest dobrze. Stawiam obok JW Black Label.
Interesuje się teraz JW Green Label. Jest szansa na notkę smakową Tomku? Pozdrawiam…
Wielkie dzięki za miłe słowa! Prawdę mówiąc na razie nie mam go w planach, ale na pewno będę chciał przejechać się kiedyś po całym portfolio JW.
W najbliższych dniach:
-Parę słów o Żytniej
-SM whisky dla początkujących
o Żytniej – już pomyślałem, że chodzi o wódkę Extra Żytnią? no ale Tobie zapewne chodzi o whisky 🙂
[…] kaganek oświaty ponieważ chcę pisać o alkoholach, które są chyba jeszcze większą niszą niż jenevery, które tak umiłowałem. Mowa o bitterach! Na potrzeby tego przeglądu, (a także dlatego, że w […]
[…] niszowymi jest dużo bardziej nieprzewidywalnie. Obserwowałem to na przykładzie high-endowych jeneverów, a teraz dostrzegam to w bitterach. Powszechnie znanych bitterów jest zaledwie garstka, a do tego […]