No i stało się, natknąłem się w Szkocji na puszkę niedostępnej w Polsce Jack Daniel’s Tennessee Honey Lemonade. Choć dla miłośnika whisky słodowej, interesowanie się napojami RTD na bazie whiskey amerykańskiej na wakacjach w Szkocji powinno być karalne prawem, zaryzykowałem wyrok i kupiłem puszkę 😉
To lemoniada a nie whiskey!
Oczywiście w tym wypadku do czynienia mamy z popularnym likierem (nie whiskey) Jack Daniel’s Tennessee Honey wymieszanym z lemoniadą. Napój ten jest dostępny na rynku brytyjskim już od 2014 i jest on poszerzeniem portfolio napojów RTD/premixów jakie marka Jack Daniel’s ma w swojej ofercie – Jack Daniel’s & Cola oraz Jack Daniel’s & Ginger. Tak jak pisałem już kilka lat wcześniej w artykule o JDTH, likier ten służy marce JD do poszerzania grona konsumentów marki o osoby, dla których whiskey być może jest zbyt mocna w smaku (szczególnie dotyczy to grona kobiecych odbiorców). Podobne działają napoje RTD, które zapoznają ze smakiem whisky w łagodny sposób. Dokładnie to jest celem powstania Jack Daniel’s Tennessee Honey Lemonade.
Co myślę o napojach Ready To Drink?
Mówiąc szczerze to właśnie dlatego prywatnie nie jestem fanem napojów RTD (ang. ready to drink). Nie odpowiada mi to, że nie wiem jakiego miksera użyto. Nie odpowiada mi także zbyt niskie stężenie alkoholu, które w mojej szklance (gdybym to ja mieszał) z pewnością byłoby wyższe 😉 Tak czy inaczej doceniam wygodę stosowania premixów. Ponieważ nie wożę ze sobą kartonu trunków zawsze i wszędzie, zdarza mi się czasem, że do naprawdę kiepskiego, ale jedynego dostępnego, piwa bez smaku, chętniej napiłbym się Jacka z colą i wtedy jestem gotów przymknąć oko na niski woltaż. Jak zatem widzicie, warto jest pamiętać o zasadzie „nigdy nie mów nigdy” 😉
Jak smakuje Jack Daniel’s Tennessee Honey Lemonade?
Napój słodki i kwaskowaty w smaku, a później miodowy i herbaciany. Smaczny i orzeźwiający. Łagodny. Mam większą ochotę wypić od razu całą puszkę niż próbować się nią rozkoszować szukając głębi, której przecież nie ma. Jestem na tak, choć jedna puszka zupełnie wystarczy mi na jedno posiedzenie.
Pecunia non olet as it seems jakkolwiek publikując takie coś na swoim sweet blogasku musi Pan być świadom że długotrwała szkoda dla reputacji speca od whisky będzie wieksza niż wartość zapłaty za publikację materiału reklamowego. Tym bardziej że świat się ciągle zmienia a świadomość odbiorców co do szczerości intencji tzw influencerów się zwiększa. Ot, taki artykuł z dzisiejszego Guardiana https://www.theguardian.com/technology/2017/sep/16/social-media-stars-face-crackdown-over-money-from-brands
Nie przesadzaj – nie jest tak jak wydaje Ci się, że jest. To, że dzisiaj piję lemoniadę nie zmienia tego co piłem wczoraj i być może wypiję jutro. Domniemasz złych intencji jako „default setting”, a tymczasem nikt mi nie płacił i z nikim nie uzgadniałem tego wpisu. Napisałem go, bo chciałem 🙂
No tak, teraz rozumiem. Opisałeś to coś tylko dlatego że jesteś takim nonkonformistycznym indywidualistą i nikt Ci nie bedzie dyktować o czym możesz pisać na swoim blogu… Ok, dżentelmeni o pieniadzach nie rozmawiają, od tej pory będę cicho.
Człowieku, ale ten napój nie jest nawet dostępny w Polsce! Illuminati detected! Tylko uważaj żeby nie zgubić swojego kapelusza z foli aluminiowej ;D